STOWARZYSZENIE
"KLUB WUJKA KAROLA"
Serdecznie zapraszamy

Blog


Rowerami na kanonizację Jana Pawła II

2014-05-09 11:07:26, komentarzy: 0

Kiedy dotarła do nas informacja o tym, że nasz Patron, Jan Paweł II zostanie ogłoszony świętym, padła propozycja: „a może wybierzemy się rowerami na uroczystości kanonizacyjne do Krakowa?”. Najpierw wydawało się, że to aż nazbyt śmiały pomysł. Wątpliwości było sporo: odległość duża, czasu na pokonanie drogi niewiele, do tego jeszcze ten niepewny, kwietniowy termin. Jeszcze w zeszłym roku o tej porze leżał przecież śnieg… Czy starczy nam sił na pokonanie 450 kilometrów? Wydawało się, że to zadanie ponad nasze możliwości i że z tego pomysłu będzie trzeba zrezygnować. A jednak znaleźli się chętni do wyjazdu i 24 kwietnia 2014 roku wyruszyliśmy spod pomnika Jana Pawła II w Kościanie w kierunku Krakowa.

Ponieważ na naszej trasie leżała Częstochowa, zdecydowaliśmy się pojechać wielokrotnie sprawdzanym szlakiem pielgrzymkowym w kierunku Jasnej Góry, a dopiero stamtąd dalej do Krakowa. Tym razem jednak trasę obliczoną na 3 dni zamierzaliśmy przejechać w dwa, tak aby w trzecim dniu pozostał nam do pokonania już tylko odcinek z Częstochowy do Krakowa. Z niepokojem spoglądaliśmy na szare chmury, przez które czasem tylko przezierało słońce. Na szczęście temperatura powietrza w ciągu dnia nie spadała poniżej 15 stopni, a nawet sięgała 20, więc mogliśmy jechać bez obaw o przeziębienie. W okolicach Kobylina niebo postraszyło nas kilkoma grzmotami, ale tym razem burza ominęła nas szerokim łukiem, zsyłając nam na głowy jedynie przelotny, ciepły deszcz. Po krótkim postoju, niezrażeni ruszyliśmy w dalszą drogę. Zanim dotarliśmy do Wieruszowa na naszych ubraniach nie pozostał żaden ślad po deszczu. Liczniki wskazywały około 170 km gdy nasza czwórka dotarła w godzinach wieczornych na pierwszy zaplanowany nocleg w gospodarstwie agroturystycznym.

Dzień drugi przywitał nas wypoczętych i gotowych do dalszej przygody. Chociaż plany przewidywały, że w tym dniu czeka nas trasa znacznie krótsza niż dzień wcześniej, nie zwlekaliśmy z wyjazdem. Wiatr jak dotąd nie utrudniał nam podróży, a nawet miejscami lekko popychał nas do przodu, wiedzieliśmy jednak, że wjeżdżamy na wyżynę i na naszej drodze czekać nas będzie więcej podjazdów niż zjazdów. Na kilku odcinkach trasa wiodła zakolami pomiędzy malowniczo położonymi polami i łąkami województwa śląskiego, ciesząc nasze oczy. Mając w zapasie nieco czasu, na 30 kilometrów przed Częstochową przecięliśmy w miejscowości Panki ruchliwą wojewódzką drogę numer 494 by poszukać innej, może dłuższej, ale za to spokojniejszej trasy. Nadłożyliśmy w ten sposób około 10 kilometrów, uniknęliśmy jednak hałaśliwego towarzystwa ciężarówek i kilku dość wymagających podjazdów po drodze. Sądzę, że było warto. Około 17.00 zameldowaliśmy się w Sanktuarium na Jasnej Górze, zostawiając za sobą kolejne 110 kilometrów.

Trzeci dzień zapowiadał się bardzo emocjonująco, ale miał być też największym jak dotąd wyzwaniem dla naszych nóg. Przed nami czekała piękna, ale długa i wymagająca trasa, prowadząca przez Ogrodzieniec, Pieskową Skałę i malowniczą Dolinę Prądnika. Wyjechaliśmy wcześnie, ale już na samym początku nieco pobłądziliśmy i zanim pożegnaliśmy na dobre Częstochowę straciliśmy około godziny cennego czasu. Aby zdążyć przed zmierzchem, z obawy przed załamaniem pogody i ryzykiem związanym z nieznajomością trasy musieliśmy zmienić nasze ambitne plany: zamiast mozolnie nawigować siecią lokalnych dróg skorzystaliśmy z łatwiejszych w nawigacji, ale za to bardziej ruchliwych dróg wojewódzkich, a nawet z kilkunastokilometrowego odcinka krajowej „jedynki”. Przez większą część drogi towarzyszył nam drobny deszcz, który miejscami się nasilał. Kilka razy ratowaliśmy się na przystankach PKS-u przed całkowitym przemoknięciem. Chociaż przeciwdeszczowe kurtki sprawdzały się dobrze, w butach chlupała woda. Nic jednak nie mogło odebrać nam w tym dniu dobrego humoru, nawet kolejny błąd nawigacyjny, który wydłużył naszą podróż o kilka kolejnych kilometrów. Zmęczeni wspinaczką dotarliśmy do Skały, gdzie zjedliśmy solidny posiłek i zmieniliśmy wilgotne ubrania. Ostatnie kilometry przed Krakowem okazały się najłatwiejszymi na całej dotychczasowej trasie – zjeżdżając z wyżyn w dolinę Wisły mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki rozciągającego się przed nami miasta. Na naszym koncie mogliśmy zapisać w sumie 450 kilometrów, pokonanych ze średnią prędkością ponad 20 km/h. Na siodełkach spędziliśmy ponad 22 godziny. W hostelu przy krakowskich Błoniach powitał nas miły starszy pan, który sam okazał się być miłośnikiem kolarstwa i dał nam sporo przydatnych rad dotyczących poruszania się po Krakowie na rowerze. Uzbrojeni w tę wiedzę, ruszyliśmy do centrum, by zobaczyć jak wygląda Kraków wieczorową porą i odetchnąć atmosferą miejsc bliskich sercu naszego wielkiego rodaka. Na chwilę zatrzymaliśmy się pod oknem na Franciszkańskiej, wśród kwiatów i palących się zniczy pamięci.

Nadeszła niedziela, 27 kwietnia 2014 roku, dzień ogłoszenia świętym patrona naszego stowarzyszenia. Krakowskie Łagiewniki powitały pielgrzymów ładną pogodą, jedynie nasiąknięta wodą trawa przypominała o wczorajszym deszczowym dniu. Wokół Sanktuarium Miłosierdzia Bożego zebrały się dziesiątki, a może nawet setki tysięcy wiernych z całej Polski i nie tylko. Charakter uroczystości podkreślał uniwersalny, ponadnarodowy i ponadkulturowy wymiar dzieła dwóch papieży, którzy w tym dniu zostali uhonorowani mianem świętych. I nam dane było uczestniczyć w tym doniosłym wydarzeniu.

Po uroczystościach udzieliliśmy krótkiego wywiadu dla lokalnej telewizji. Jeszcze tego samego dnia po południu udało nam się odwiedzić Kopiec Kościuszki i z jego szczytu mogliśmy podziwiać panoramę miasta. Przespacerowaliśmy się po dziedzińcu wawelskim, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie wśród murów Collegium Maius. Wieczorem pełni wrażeń wróciliśmy do domów. To była kolejna, udana wyprawa!

Adam


« powrót

Dodaj nowy komentarz

Wyszukiwarka

Kategorie

Brak kategorii