STOWARZYSZENIE
"KLUB WUJKA KAROLA"
Serdecznie zapraszamy

Blog


Wyprawa do Siekowa

2014-06-09 12:27:03, komentarzy: 0

Piękny, niedzielny ranek powitał nas upalnie. 8 czerwca o ósmej rano zebraliśmy się na umówionym miejscu, przygotowując się do wyjazdu. Powietrze było jeszcze rześkie, ale termometr pokazywał, że już wkrótce możemy spodziewać się upału. Wyruszyliśmy dziewięcioosobową grupą do odległego o blisko 30 kilometrów Siekowa. Przy niemal bezwietrznej pogodzie rozkoszowaliśmy się jazdą i widokiem dojrzewających pól oraz kwitnących o tej porze łąk. Droga upłynęła nam szybko – tak szybko, że dojechawszy na miejsce stwierdziliśmy, że opiekuna wieży nie ma jeszcze na posterunku. Na szczęście punkt widokowy jest dostępny do zwiedzania nawet poza „godzinami służbowymi” strażnika, więc wspięliśmy się na szczyt za darmo, a za zaoszczędzone pieniądze mogliśmy kupić sobie lody (znów sprawdziła się stara zasada, że kto rano wstaje…) Widoczność tego dnia była dobra, więc z oddali mogliśmy dostrzec nie tylko całą panoramę Śniat i Przemętu, ale nawet komin kościańskiej cukrowni. Dobra lokalizacja punktu obserwacyjnego pozwala podobno nawet przy idealnej pogodzie dostrzec bazylikę na Świętej Górze w Gostyniu, a może nawet – z pomocą dobrej lornetki - odległy o 150 km szczyt Śnieżki. Nam co prawda nie udała się ta sztuka, ale i tak widok z góry wart był wspinaczki.



Czy zwykły, niedzielny wypad za miasto może czymś zaskoczyć taką grupę jak nasza? Okazuje się, że tak. Zaczęło się od tego, że – starym zwyczajem – postanowiliśmy wracać do domu inną drogą niż przyjechaliśmy. Według mapy od wieży blisko było do Ziemina, więc ruszyliśmy naprzód nie zważając na piasek, na którym nasze rowery nieomalże „pływały”. Droga okazała się dłuższa niż sądziliśmy i dała nam się trochę we znaki, ale – chociaż czasem trzeba było prowadzić nasze pojazdy – wszyscy dzielnie znosili niewygody. Przynajmniej las częściowo chronił nas przed coraz bardziej dokuczliwym upałem. Z zapartym tchem – może od wysiłku, a może raczej od zapachu żywicy – dotarliśmy na postój. Przy sklepie ucięliśmy sobie pogawędkę z mieszkańcami wioski, którzy chętnie wskazywali nam najdogodniejsze drogi przez las, gdzie mogliśmy ukryć się przed upałem, ale też opowiedzieli nam nieco o historii miejsca które odwiedziliśmy. Jak się okazało, na wzgórzu z punktem widokowym znajdował się kiedyś pałac, a tajemnicze obmurowane zejście prowadziło do starej lodowni, a może nawet – jak sądzą niektórzy – systemem podziemnych korytarzy łączyło się z przemęcką świątynią? Ta tajemnica warta jest odkrycia – może jeszcze wrócimy tu kiedyś by posłuchać, co na ten temat może nam opowiedzieć miejscowy historyk?

Ruszyliśmy w dalszą drogę. Do Reńska prowadził nas asfalt, wśród malowniczych wzgórz zwanych – nieco na wyrost – Ziemińskimi Górami, na których rozsiadła się kopalnia kruszywa. Dalej do Kotusza mogliśmy dotrzeć na kilka sposobów, ale już bez takich „wygód”, jakie zapewnia asfaltowa nawierzchnia. Jak to zwykle w życiu bywa, do każdego celu wiodą co najmniej dwie drogi. Nasz wybór wyglądał tak: mogliśmy wybrać dłuższą i lepiej oznakowaną drogę, rozpoczynającą się asfaltem, lub inną, mniej uczęszczaną, ale polecaną przez panią w sklepie. Wiedzieliśmy, że asfalt na pierwszej z dróg kończy się zaraz za wioską, druga natomiast już od samego początku wystraszyła nas łachami piachu. Czym zaskoczą nas te dwie drogi w dalszej wędrówce? Którą wybrać, by wygodnie i bezpiecznie dotrzeć do celu? Czy nie będziemy żałować naszej decyzji jeśli ugrzęźniemy gdzieś w polu? Odważnie zmierzyliśmy się z tym „życiowym” dylematem wybierając trudniejszą z początku drogę, ale – jak się okazało – całkiem znośną w dalszej perspektywie. Druga trasa będzie musiała poczekać do naszego następnego przyjazdu – z pewnością i ją kiedyś przetestujemy. Gawędząc po drodze i snując już plany kolejnej wyprawy zbliżaliśmy się do Kościana.

Z płucami pełnymi leśnego powietrza i sześćdziesięcioma kilometrami na licznikach wróciliśmy do miejskiej rzeczywistości.

Adam

« powrót

Dodaj nowy komentarz

Wyszukiwarka

Kategorie

Brak kategorii